Kto wierzy we mnie, choćby i umarł żyć będzie

Życie człowieka podlega różnym procesom i przemianom. Z każdym dniem jesteśmy starsi, a więc zbliżamy się ku śmierci. Czas nieustannie płynie. To co było minęło, nie wróci już więcej.

Zdajemy sobie sprawę, że śmierć jest nieuniknioną koniecznością. Każdy z nas kiedyś będzie musiał odejść z tego świata.

Kiedy jestem na cmentarzu i odwiedzam groby bliskich mi osób myślę wtedy o przemijaniu i o tym, że kiedyś również będę musiał stanąć w obliczu śmierci.
Myślę, że każdy z nas inaczej postrzega śmierć. Można ją postrzegać z punktu widzenia człowieka dla którego śmierć nie jest końcem. Dla człowieka zaś nie wierzącego Boga śmierć może okazać się czymś strasznym.

Człowiek jako istota podlega wszelkim przemianom biologicznym. Kiedy nasz organizm przestaje funkcjonować wówczas nasze ciało umiera.

Chciałbym bardziej skupić się na śmierci patrząc na nią oczyma wiary. Wiara pozwala nam łatwiej zrozumieć tajemnicę śmierci. Dla człowieka wierzącego śmierć nie jest końcem, ale początkiem nowego życia, czyli spotkaniem z Miłosiernym Ojcem.

Kiedy odchodzi ktoś z rodziny zwłaszcza bliski naszemu sercu wówczas przeżywamy moment załamania i takiej pustki wynikającej z fizycznego braku osoby, która od nas odeszła. Na myśl przychodzi mi odejście do Ojca Sługi Bożego Jana Pawła II. Wówczas poczułem taką pustkę, poczułem się bardzo związany z Ojcem Świętym. Chociaż fizycznie Jana Pawła II nie ma już z nami to jednak pozostaje jego duch oraz Jego cały bogaty pontyfikat. Mam nadzieje, że jego nauczanie na długo pozostanie w moim sercu.

Wiara pozwala nam lepiej zrozumieć tajemnicę śmierci. Kiedy jesteśmy załamani z powodu śmierci bliskiej osoby powinniśmy sobie przypomnieć słowa Jezusa: „Kto wierzy we mnie, choćby i umarł żyć będzie”. Życie człowieka jest nieustanną wędrówką ku wieczności. Nie jest to droga łatwa, ale wymagająca poświęcenia i takiego osobistego zaangażowania w sprawy nie tylko swoje ale przede wszystkim drugiego człowieka.

Śmierć jest końcem doczesnej wędrówki, ziemskiego pielgrzymowania, ale nie jest końcem ostatecznym bo przecież jak mówi prefacja o zmarłych „Albowiem życie twoich wiernych o Panie zmienia się , ale się nigdy nie kończy i gdy rozpadnie się dom doczesnej pielgrzymki znajdą w niebie przygotowane wieczne mieszkanie”. Śmierć dla chrześcijanina jest przejściem do wieczności na spotkanie z Miłosiernym Ojcem. Chrześcijanin to człowiek nadziei. Całe nasze życie powinno być wypełnione nie tylko wiarą i miłością, ale również nadzieją. Wiara i nadzieja z chwilą naszej śmierci kończą się , pozostaje tylko miłość, bowiem z niej będziemy sądzeni. Pragnę przytoczyć słowa Św. Jana od Krzyża, który powiedział, że: „Pod wieczór naszego życia będziemy sądzeni z miłości”. Śmierć i przemijanie zazwyczaj się kojarzy nam z czymś bezsensownym, czymś trudnym. Patrząc oczyma wiary na te zjawiska łatwiej nam je zrozumieć. Wszystko na tym świecie przemija. Każdy dzień upływa i już jesteśmy bliżej końca naszej ziemskiej wędrówki. Przemijanie nie tylko kojarzy się z upływającym czasem ale w pewnym sensie jest nadzieją. Jest to nadzieja spotkania z Jezusem w wieczności.

Czasem zastanawiam się co czuje człowiek, kiedy odchodzi z tego świata. Nie wiem tego, ale myślę sobie, że jeśli jest człowiekiem wiary to przecież w pewnym sensie jest szczęśliwy bowiem wyrusza na spotkanie z Jezusem. Kiedy umierał Ojciec Święty w swoich ostatnich słowach powiedział m.in. „Jestem zadowolony czyli szczęśliwy i wy też bądźcie”.

Na śmierć każdy z nas powinien być przygotowany. Mamy na to całe życie doczesne, ponieważ to przygotowanie nie może być ograniczone jedynie do ostatniego namaszczenia i przyjęcia sakramentu chorych, gdyż nie zawsze możemy z tym zdążyć. Musimy być w każdej chwili gotowi na spotkanie z Jezusem, gdyż nie znamy dnia ani godziny. Śmierć jak mówi Pismo Święte przyjdzie do nas jak złodziej w nocy czyli niespodziewanie.

 

Przez całe życie tu na ziemi jakby budujemy sobie dom w niebie. Z jakich materiałów on będzie zbudowany zależy tylko od nas ,od naszego życia i postępowania. Powinniśmy starać się żyć miłością ponieważ tylko ona zwycięży i tylko ona ma wielką moc.

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus powiedziała takie piękne słowa, które pozwalają patrzeć na wszystko z nadzieją: „Ostatni wieczór naszego życia jest pierwszym porankiem naszej wieczności”.

Czasem spotykam się z takim stwierdzeniem ludzi, że co to za życie, złożą człowieka w grobie i ślad po nim zaginie. Nasze ciało zostanie złożone w grobie, ponieważ Jezus również został w nim pochowany, ale po trzech dniach zmartwychwstał. Wyznając credo również mówimy: „Wierzę w ciała zmartwychwstanie i życie wieczne”. Trudna jest do zrozumienia tajemnica zmartwychwstania bo przecież patrząc po ludzku nasze ciało w grobie podlega różnym procesom i z czasem ulegnie zniszczeniu. Ale my wiemy, że dla Boga nie ma nic niemożliwego, jest On dla nas Wielką Tajemnicą i dlatego wierzymy że w Chrystusie wszyscy powstaną do nowego życia. Często na bramach cmentarnych umieszczony jest napis: „W oczekiwaniu na zmartwychwstanie”.

Jezus umarł na Krzyżu dla naszego Zbawienia . Zrobił to z miłości dla każdego z nas bez wyjątku i tym samym nam pokazał, że powinniśmy żyć miłością, jeżeli chcemy mieć udział w Jego zmartwychwstaniu.

Życie człowieka podobne jest do płonącej świecy. W momencie Chrztu Świętego staliśmy się przybranymi Dziećmi Bożymi i zostaliśmy włączeni do Wspólnoty Kościoła. Ojciec Chrzestny zapalił świecę dziecka od świecy Paschału, który jest symbolem zmartwychwstałego Chrystusa. Jak mówi formuła chrzcielna: „Podtrzymywanie tego światła powierza się wam rodzice i chrzestni, aby wasze dziecko oświecone przez Chrystusa postępowało zawsze jak dziecko Światłości, a trwając w wierze mogło wyjść na spotkanie przychodzącego Pana razem ze wszystkimi świętymi w niebie”. Od chwili przyjęcia tego sakramentu rozpoczęła się droga wiodąca ku zbawieniu. Musimy żyć w światłości, czyli w prawdzie i w miłości. Życie nasze powinno się spalać jak ta świeca, spalać się od pełnienia dobrych uczynków, od kroczenia drogą prawdy miłości, pokoju. W ten sposób w chwili śmierci będziemy gotowi na spotkanie z Jezusem, który jest światłością świata. Paschał, który symbolizuje nam Zmartwychwstałego Chrystusa jest zapalany zarówno kiedy udzielany jest Sakrament Chrztu Świętego a także w momencie gdy jest pogrzeb. Wskazuje on nam na Jezusa, światłość ze światłości, który dla nas jest blaskiem nadziei.

 

Jezus Chrystus został złożony w grobie i wyszedł z niego pełen chwały czyli zwycięstwa. Tym samym pokazał nam, że jeśli będziemy chodzić Jego drogami to będziemy mieć udział w Jego chwale, czyli w zmartwychwstaniu.

24 lutego br., w nocy ze środy na czwartek, zmarł nagle w wieku 59 lat płk dr n. med. Lech Święcicki, lekarz sportowy współpracujący przez wiele lat z Polskim Związkiem Bokserskim. 

Lech Marek Święcicki urodził się 2 sierpnia 1951 roku w Sulejówku jako syn Państwa Bolesława i Ireny z doku Endler, od których odebrał staranne i patriotyczne wychowanie w domu rodzinnym, oparte na tradycyjnych polskich wzorcach i wartościach.

Zawołanie: „Bóg, Honor i Ojczyzna” pozostawało dla niego duchową dewizą, a postać Marszałka Józefa Piłsudskiego wzorem przez całe życie, dlatego też dokonany wybór kariery wojskowej nie był przypadkowy.

W 1969 roku rozpoczął Studia na Wydziale Lekarskim Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi, po czym od roku 1975 odbył staż podyplomowy w Wojskowym Instytucie Medycyny Lotniczej w Warszawie.

Wtedy poznał Ewę Zwolińską - przyszłą małżonkę. Ukończyła właśnie studia. Spędzili ze sobą najlepsze lata. Lech stworzył dla nich obojga ciekawe życie. Skupił wokół siebie wartościowych ludzi. Sam także był osobą nieprzeciętną. Ewa zawsze pozostawała Jego wierną towarzyszką. Dlatego życie ich okazało się być niezwykłe i spełnione. Był wspaniałym, kochającym i wiernym towarzyszem oraz przewodnikiem w ich wspólnym życiu.

W 1980 roku specjalizował się z anestezjologii i reanimacji, a w 1982 roku z medycyny sportowej. W roku 1990 uzyskał stopień doktora nauk medycznych. Jest autorem kilkunastu prac z zakresu medycyny sportowej i fizjologii wysiłku.

 

W wojsku nigdy nie związał się i nie wstąpił do żadnej partii politycznej. Zawsze szedł własną drogą i był wierny swoim ideałom, służąc Ojczyźnie. Jego postawa, szlachetność i uczciwość zostały docenione awansem do stopnia pułkownika Wojska Polskiego, a także uhonorowane wieloma odznaczeniami.

Od 1976 do 1978 roku pracował na stanowisku lekarza izby chorych w jednostce wojskowej w Bemowie Piskim, a następnie w latach: 1978-1991 jako lekarz i starszy lekarz w Przychodni Sportowo-Lekarskiej Centralnego Wojskowego Klubu Sportowego „Legia" w Warszawie. Od 1991 do 2002 roku został komendantem Przychodni Sportowo - Lekarskiej Centralnego Wojskowego Klubu Sportowego „Legia" i od roku 2002  zastępcą dyrektora CWKS „Legia", po czym w okresie 2002-2005 był dyrektor CWKS „Legia". W roku 2005 odbył specjalistyczną praktykę lekarską w medycynie sportowej.

Ponadto od roku 1980 był członkiem Polskiego Towarzystwa Medycyny Sportowej. Pracował jako lekarz reprezentacji młodzieżowej w Polskim Związku Hokeja na Lodzie, a od 1983 roku do 2009 został przewodniczącym komisji Lekarskiej Polskiego Związku Bokserskiego. oraz od roku 1984 członkiem Medycznej Komisji Europejskiej Federacji Boksu Amatorskiego i członkiem Polskiej Misji Medycznej na Igrzyskach Olimpijskich. Uczestniczył w igrzyskach: Seul (1988); Barcelona (1992); Atlanta (1996); Sydney (2000); Ateny (2004); Pekin (2008).

Od 2002 roku prowadził zajęcia z zakresu medycyny sportowej i odnowy biologicznej w Akademii Wychowania Fizycznego Józefa Piłsudskiego w Warszawie.

Od roku 2009 został przewodniczącym komisji Lekarskiej Polskiego Związku Pływackiego.

Był człowiekiem wszechstronnie wykształconym, o wielu zainteresowaniach. Niemal codziennie pogłębiał wiedzę medyczną. W tak napiętym programie dnia znajdował czas na rozwój swoich pasji i zainteresowań w dziedzinie historii, literatury, gospodarki i polityki.

 

Wytchnienie i przyjemność znajdował w pielęgnacji roślin. Był zapalonym działkowcem. Zdobywał też wiedzę bardziej praktyczną jak znajomość sprzętu komputerowego i oprogramowania czy fotografowanie.

               Jednakże największą jego pasją i miłością był sport. Sport rozumiał doskonale, jako wojskowy, lekarz, dyrektor i zawodnik, gdyż trenował zapasy.

Najbliżsi mówią o nim, że był niezwykle związanym z rodziną. Dbał o prawość charakteru, uczciwość. Odznaczał się pracowitością i lojalnością. Oddany najbliższym i przyjaciołom, zawsze był otwarty na problemy innych. Rodzina, przyjaciele, a także ludzie nie związani z Nim blisko podkreślają jak wiele i bezinteresownie im pomógł. Zawsze można było w Nim znaleźć oparcie. Dawał poczucie bezpieczeństwa i nigdy nie odmówił nikomu pomocy.

Żył z pasją, szybko i intensywnie. Podejmował ciągle nowe wyzwania. Był przy tym człowiekiem pasji, bardzo wrażliwym, przeżywającym wszystko głęboko i mocno z wielkim zapałem. Jako katolik związał się głęboko Kościołem. Był prawdziwym przyjacielem i wspaniałym człowiekiem. Miał wiele planów… 

Życie człowieka jest nieustanną wędrówką, podążaniem, które wiedzie nas na spotkanie z Miłosiernym Jezusem. Od nas samych zależy w jakim stopniu skorzystamy z wezwania Jezusa do miłości drugiego człowieka a tym samym Jezusa, który jest w każdym z nas.

W momencie Chrztu Świętego staliśmy się przybranymi Dziećmi Bożymi i od tej chwili rozpoczęła się nasza droga ku wieczności. Życie wieczne Bóg nam obiecał na chrzcie Świętym i nasza ziemska wędrówka jest właśnie podążaniem ku wieczności. Każdy z nas będzie musiał odejść z tego świata, ponieważ taka jest kolej rzeczy , człowiek podlega różnym procesom i przemianom i dlatego moment śmierci jest nieuniknioną koniecznością. Łatwiej będzie na pewno zrozumieć tajemnicę śmierci osobom wierzącym. Wiara pozwala nam żyć nadzieją, że kiedyś u kresy naszej doczesnej wędrówki znajdziemy w niebie przygotowane wieczne mieszkanie. Myślę, ze każdy z nas ma tutaj na ziemi specjalne zadanie, misję do spełnienia. To zadanie polega na czynieniu dobra i życiu w prawdzie i w miłości. Tylko w ten sposób budujemy sobie dom w niebie. Z jakich materiałów on będzie zbudowany zależy tylko od nas.

Przemijanie kojarzy się nie tylko z upływającym czasem, ale jest w pewnym sensie nadzieją, że coraz bliżej jesteśmy spotkania z Jezusem. Musimy być w każdej chwili przegotowani na moment naszej śmierci, gdyż nie wiemy kiedy to nastąpi. Każdy z nas zawsze do czegoś się przygotowuje, zawsze na coś czeka. Pamiętajmy również o tym najważniejszym spotkaniu, które jest w zasięgu naszej ręki. Nie zmarnujmy tej szansy, którą dal nam Jezus. To najważniejsze spotkanie to moment, kiedy będziemy musieli zdać sprawę z całego swojego życia a pamiętajmy, że z miłości będziemy sądzeni.

Moje rozważania chciałbym zakończyć słowami zaczerpniętymi z Listu Św. Pawła do Rzymian : „Jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc i w śmierci należymy do Pana” (Rz. 14,8) . Pamiętajmy o tym, że Jezus zawsze na nas czeka, On jest naszym Bogiem i do niego należymy i tylko od każdego z nas zależy czy zasłuży sobie na niebo czyli wieczną radość czy tez na piekło czyli wieczne potępienie.

Życzę sobie i każdemu z was, abyśmy kiedyś się tam dostali, gdzie panuje pokój i szczęście, a śmierć zostaje pokonana przez miłość Chrystusa, która wszystko zwycięży.

Drogi Pułkowniku! Doktorze!

Dokonałeś żywota na tym świecie. Niech Twoje imię, rylcem wyryte na kamiennej tablicy i pamięcią w ludzkich sercach, trwa przez długie lata. Niech najbliżsi wspierają Cię swoją modlitwą w Twojej niebiańskiej drodze ku bramom nieba. Niech uczniowie zrealizują Twoje zamierzenia…

Oddajemy dziś Twoje Ciało polskiej ziemi, a ducha Bogu.

Żołnierzu!

Śpij w pokoju.

                    Amen.

+ Tadeusz Płoski
Biskup Polowy Wojska Polskiego

Warszawa, 4 marca 2010 roku

Wydawnictwo:

Pełne zwycięstwo. Nowy Testament. Wydanie dla sportowców

Pełne zwycięstwo. Nowy Testament. Wydanie dla sportowców

Rozważanie na marzec

Alkoholizm

- Znałam go krótko. Wydawał mi się interesujący. Był jakiś inny. Prawie dziwny. Inny niż wszyscy, których znałam. Mnie to nie przeszkadzało. Wprost przeciwnie. Nosił w sobie jakąś tajemnicę, co jeszcze bardziej uatrakcyjniało mi jego osobowość. - A jak odbierali go inni? - Mamę ujął nieskazitelnymi manierami i elegancką powierzchownością. Zresztą był u nas w domu nie więcej niż dwa razy. A teraz mogę odpowiedzieć, że niezależnie od wszystkiego, ukrywał się ze swoim alkoholizmem. Przy mnie nie pił. Ale pamiętam ten pierwszy raz. - Kiedy to było?
czytaj więcej

Modlitwa Sportowca

Panie Jezu, człowiek, którego kocham, choruje. Wiem, że cierpienie jest częścią ludzkiego życia. Dotyka nas, będąc skutkiem grzechu pierworodnego. Ty wiesz jak bardzo choroba naszego brata (siostry) nas niepokoi. Szukamy pomocy w medycynie, szukamy pomocy u Ciebie.
czytaj więcej

Goście

Mam zaszczyt i radość powitać na stronie duszpasterstwa sportowców w imieniu Ks. Bp Mariana Florczyka, delegata ...
czytaj wiecej