Silny głos autorytetów
z Dariuszem Popielą rozmawia Michał Bondyra
Dariusz Popiela, kajakarz górski w kategorii K1, finalista igrzysk, mistrzostw świata, mistrz Europy w sztafecie. Jako „Precedens” wraz z Gie nagrali hip-hopowy album „Azyl”. Pasjonat historii Polski.
Rozmawia Michał Bondyra
Mama, tata, wujek, prof. Jerzy Żołądź, dr Jan Blecharz, trener Antoni Kurcz. W tej kolejności wymieniłeś na stronie internetowej swoje autorytety.
– W mojej rodzinie bardzo mocne są więzy rodzinne. Mama, tata z wujkiem, ich wychowanie, później pomoc w treningach, ale i ich życie, to co im się udało w nim osiągnąć sprawiają, że są dla mnie autorytetami, wzorami. Do grona najbliższych zaliczam też pana prof. Żołądzia i pana dr Blecharza. Oni są dla mnie wzorem nie tylko sportowym, ale i życiowym. Ich podejście do wielu spraw daje mi wiele do myślenia, ale i pomaga w różnych życiowych sytuacjach. Mówiłem też o trenerze, który uczył mnie w aspekcie sportowym. Jego wskazówki przyjmowałem i według nich postępowałem – i choć nie zawsze są wyniki sportowe, to się opłaciło.
Dziś słowo autorytet, szczególnie wśród młodych zdaje się mocno wytarte.
– Dziś wmawia się, że autorytetów po prostu nie ma. Uważam zupełnie odwrotnie: one są tylko trzeba wiedzieć czego się chce – wtedy łatwiej je znaleźć. Miałem to szczęście, że trafiłem właśnie na takich ludzi, że ich zdanie dla mnie miało moc, było bardzo ważne. Dawało mi siłę, chciałem im imponować. Poza tymi autorytetami codziennymi, będącymi blisko nas, na które nieraz nie zwracamy uwagi, mamy masę w polskiej historii, w książkach.
To co mówisz, to chyba kwestia wychowania...
– Na pewno. To wychowujący mnie rodzice potrafili od dziecka zaszczepić we mnie taką wrażliwość. Od początku to zdanie ich, a nie środowiska było dla mnie najważniejsze. Kiedy koledzy namawiali, by pograć w piłkę, gdzieś wyjść, to głos tych autorytetów był na tyle silny, że wybierałem trening. Potem patrząc w lustro mogłem powiedzieć: „nie złamałeś się, zostałeś przy swoim zdaniu i się go trzymasz!”. Dziś nie wiem czy będę mistrzem świata, złotym medalistą olimpijskim, ale wiem, że robię wszystko by to, co sobie założyłem osiągnąć. To dążenie jest bardzo ważne.
Podczas przerwy w startach, jakiś czas temu, nagrałeś hip-hopową płytę „Azyl”. Tytułowy „Azyl” to rodzina?
– Ta płyta powstała kiedy po wywalczeniu kwalifikacji na olimpiadę (w Atenach – przyp. red.) moje miejsce na igrzyskach zajął ktoś inny. Przez dziwne decyzje dostałem po uszach. Była pustka i żal, które postanowiłem wypełnić czymś innym. Azylem po trosze stała się muzyka. Z dnia na dzień z Gie wzięliśmy się do roboty i powstał ten album. Ale azyl to nie tylko muzyka tworzona z moim przyjacielem, ale pewne rytuały w otaczającym mnie świecie. Na określenie tego azylu ma wpływ rodzina, a przede wszystkim moja żona Kamila. Ona wspiera mnie w codziennej pracy, a gdy wyjeżdżam na zawody na jej barki spadają rzeczy, którymi zajmuje się zwykle mężczyzna. Dla niej bycie ze mną, sportowcem to duże wyzwanie. Staramy się jednak tworzyć własny świat, swój azyl, w którym niekoniecznie dominują rzeczy, które wciska się młodym. Staramy się żyć po swojemu.
Mówisz, że inspirację i siłę czerpiesz z Pisma Świętego. Czym tak naprawdę inspiruje Cię Biblia?
– W Piśmie Świętym mamy zbiór podpowiedzi w ważnych kwestiach, które są nam w stanie pomagać w życiu.
Instrukcja obsługi życia?
– Można tak powiedzieć, ale jest to też coś głębszego. Pismo Święte w wielu sprawach życiowych może nam pomóc, dać nadzieję, wiarę. Najpiękniejsze w nim jest to, że ono jest uniwersalne. To nie jest zbiór zakazów i nakazów, ale zbiór, w którym są przedstawione różne sytuacje życiowe, z których możemy wyciągać wnioski. Wiele treści tam zawartych daje mi inspirację do tego, by stawać się lepszym. A nie ma chyba nic bardziej uniwersalnego jak nowe przykazanie Jezusa, by miłować bliźniego swego. To jest na pozór bardzo proste, ale paradoksalnie najtrudniejsze w realizacji. Tej miłości bliźniego brakuje nam dziś, widać to gdy włączasz telewizor, radio, czy idziesz po ulicy.
Dlatego lubisz odwiedzać tyniecki klasztor?
– Klasztor benedyktynów w Tyńcu jest dla mnie bardzo ważnym duchowo miejscem. Bardzo lubię tam przebywać, czasem moją obecność tam łączę nawet z treningiem. To jest taka moja Samotnia, miejsce gdzie mogę indywidualnie smakować Boga.
Wybicie:
Od początku to zdanie rodziców, a nie środowiska było dla mnie najważniejsze. Kiedy koledzy namawiali by pograć w piłkę, gdzieś wyjść, to głos tych autorytetów był na tyle silny, że wybierałem trening. Potem patrząc w lustro mogłem powiedzieć: „nie złamałeś się, zostałeś przy swoim zdaniu i się go trzymasz!”.
Kfc 10.10.