Wolontariat w RPA - podsumowanie

Wolontariat w RPA - podsumowanie

Ciągle mam w uszach pytanie, które zadał mi przez telefon przyjaciel Sifiso tuż przed moim odlotem z Kapsztadu w stronę domu: jak zapamiętam Republikę Południowej Afryki? Myślę, że odpowiedź będzie krótka: jako kraj szczęśliwych ludzi.

Jestem już w swoim mieszkaniu na południu Polski. Parę dni temu, na warszawskim lotnisku im. Fryderyka Chopina, prawie przebudziłem się z wielkiego snu, jakim były ostatnie mundialowe cztery tygodnie. Prawie, gdyż w moim pokoju przez niemal cały czas rozbrzmiewają piosenki z oficjalnej płyty mistrzostw świata, którą kupiłem w Fan Shopie na stadionie przed finałem. Pozwalają mi one niejako reaktywować mundial, odświeżyć wspomnienia, choćby na taką jedną okazję, jaką jest podsumowanie mojego całego wyjazdu, którego chciałbym właśnie w tym artykule dokonać.

Ciągle mam w uszach pytanie, które zadał mi przez telefon przyjaciel Sifiso tuż przed moim odlotem z Kapsztadu w stronę domu: jak zapamiętam Republikę Południowej Afryki? Myślę, że odpowiedź będzie krótka: jako kraj szczęśliwych ludzi. Nie ze względu na sytuację gospodarczą, która może nie jest tam najkorzystniejsza; nie też z powodu historii, gdyż ta, zwłaszcza w ostatnich latach, za bardzo tamtejszych nie oszczędzała. Ta pogoda ducha wynika raczej z ich bezgranicznego optymizmu, wiary w sukces i z ciągłego poszukiwania szczęścia w życiu. Ktoś powiedział mi podczas jednej z rozmów, że gdyby nie ta właśnie wręcz szalona wiara w sukces afrykańskiego turnieju u mieszkańców RPA, prawdopodobnie nie udałoby się w ogóle ruszyć z przygotowaniami, gdyż jeszcze dwa lata temu, oględnie mówiąc, nie było wiele zrobione. Jednak duma z tego, że w końcu przychodzi czas Afryki sprawiła, że mieszkańcy Johannesburga i wszystkich miast-gospodarzy nie tylko stworzyli historię, lecz w dodatku zatroszczyli się o to, by każdy w ich kraju czuł się jak u siebie w domu. Nigdy nie zapomnę wspominanego wyżej Sifiso, który z troski o to, bym nie nudził się w Volunteer Centre w mało zapracowany dzień pomeczowy, wziął mnie na trasę objazdową po okolicy, w czasie której miałem okazję poznać Afrykę, jakiej nie uświadczyłbym podczas żadnej zorganizowanej wycieczki. Wracając samochodem po całodniowym zwiedzaniu śpiewaliśmy piłkarskie piosenki, a mój afrykański znajomy najbardziej upodobał sobie „Gramy u siebie, Polacy, gramy u siebie!”

Jeśli chodzi o ciekawych ludzi, to również Veronica, pracująca na stołówce w SAFA House, na długo zapisze się w mojej pamięci. Nie miała nigdy okazji wyjechać poza granice swojego kraju, fascynowało ją wszystko, co nam wydawało się najzupełniej prozaiczne, Europa była dla niej niemal rajem. Mimo dość trudnej sytuacji finansowej nigdy nie widziałem jej bez promiennego uśmiechu na twarzy. Natomiast Manase, mały architekt, którego spotkałem kiedyś w drodze do Volunteer Centre, był klasycznym przykładem tego, że jeśli uparcie się do czegoś dąży, nie ma rzeczy niemożliwych. Marzenie chłopca, który tak bardzo chciał przedstawić „komuś ważnemu” swoje szkice afrykańskich aren mistrzostw spełniło się w dniu samego finału, gdy to zorganizowano mu wystawę na stadionie niedaleko loży vipów.

W Afrykanach fascynowała mnie szczególnie jedna rzecz: mimo, że ich życie nie zawsze było usłane różami, potrafili troszczyć się nie tylko o swoje dobro, lecz nigdy nie zostawiali innych w potrzebie. Samuelowi, którego poznałem pewnego wieczora w busie dla wolontariuszy w drodze do domu, bardzo leżał na sercu los ludzi prześladowanych w Birmie i innych totalitarnych państwach trzeciego świata. Urzekły mnie jego słowa, że „gdy twój sąsiad cierpi, ty nie możesz być w pełni szczęśliwy”. To dlatego działał społecznie i brał udział w licznych manifestacjach pod ambasadami państw ciemiężących swoich obywateli. Pamiętajmy jednak, że w RPA kontakt miałem nie tylko z lokalną ludnością. Całe piękno wolontariatu sportowego polega właśnie na tym, że poznaje się wiele osób z całego świata i zawiera znajomości, które potrafią przetrwać lata. Do dziś utrzymuję kontakt z moimi kolegami po fachu z Klagenfurtu. To chyba przez naszą wspólną  pasję, jaką jest naturalnie piłka nożna, udaje nam się tak dobrze znajdować wspólny język, mamy przecież tyle tematów do rozmowy każdego tygodnia. Także w Johannesburgu zawarłem wiele przyjaźni, poznałem wspaniałych ludzi, dla których wolontariat sportowy jest nawet sposobem na życie. Hans z Ameryki, najstarszy wolontariusz na Soccer City (75 lat), był na mistrzostwach świata już po raz ósmy. Praca z żywą legendą, w dodatku naładowaną energią do działania i pełną spontanicznych pomysłów na wspólne spędzanie wolnego czasu, musi być traktowana niemal w kategoriach zaszczytu. I tak też było – Hans był zdecydowanie jedną z najbardziej lubianych osób na naszym stadionie.

Pisząc o ludziach pracujących ze mną w Johannesburgu nie mogę zapomnieć o moich niemieckich kolegach. Ja od dawna nie miałem żadnych stereotypów związanych z tym krajem, ale każdemu „nieoświeconemu” proponowałbym spotkanie z nimi, by przekonał się, że Polak i Niemiec naprawdę potrafią się dogadać. My po prostu czuliśmy się sobie bliscy, zarówno kulturowo, jak i mentalnie. Nasze podejście do życia było podobne, irytowały nas czasem w ten sam sposób niektóre problemy wynikające z innego stosunku Afrykanów do organizacji pracy. A bywały one chwilami dość uciążliwe. Pamiętam, jak kiedyś cały dzień oczekiwałem na zdobycie jednego małego papierka, który będzie mi potrzebny w Polsce. Z powodu opieszałości ludzi siedzących w tamtejszym biurze czeka mnie załatwianie tej sprawy drogą mailową. Jednak nawet ten mały incydent nie jest w stanie popsuć mojego jakże pozytywnego obrazu Republiki Południowej Afryki. Gdziekolwiek pojawiał się bowiem jakikolwiek problem, jakaś stresująca sytuacja, zawsze znajdowała się też grupka życzliwych ludzi, którzy swoją bezinteresowną pomocą potrafili przyćmić złe wrażenie po tamtejszych dość leniwych urzędnikach. A ja z natury wolę pamiętać zdarzenia dobre niż złe…

Oczywistą rzeczą jest, że przebywając przez prawie cztery tygodnie w kraju organizującym mistrzostwa i spędzając większą część swojego dnia przy stadionie, ma się potrzebę raz na jakiś czas oderwać się od piłki nożnej i wszystkiego, co z nią związane. Wtedy organizuje się rozmaite wycieczki i spontaniczne wypady, które pozwalają lepiej poznać tamtejszą kulturę, zwyczaje i historię. W RPA otrzymałem od lokalnych bardzo dużo informacji o apartheidzie, systemie segregacji rasowej, który teraz na szczęście należy już do przeszłości. Dzięki wizytom w historycznej dzielnicy miasta – Soweto oraz zwiedzeniu Apartheid Museum dowiedziałem się naprawdę kilku ciekawych rzeczy, a przede wszystkim miałem okazję postawić stopę w miejscach prawie że świętych dla afrykańskiej ludności. Nie zabrakło też jednak zabawnych epizodów. Piłkarski ołtarzyk z flagami uczestników mistrzostw świata w kościele Regina Mundis, mającym dla tamtejszych wartość historyczną pokazuje, że nabrano już do wielu spraw dystansu. Przede wszystkim obrazuje on jednak znaczenie mistrzostw świata dla tego jakże przecież religijnego narodu.

Kilka dni po finale mistrzostw świata, gdy program wolontariatu na Soccer City oficjalnie dobiegł już końca, udałem się w drogę do Kapsztadu. Jako środek transportu wybrałem celowo autobus, by móc podziwiać wspaniałe widoki podczas przemierzania całego kraju z północy po samo południe. Na miejscu, w tym przepięknym portowym mieście, spędziłem zasłużone kilkudniowe wakacje, które były niejako nagrodą za moją i tak bardzo przyjemną pracę przy organizacji mistrzostw świata.  Wybrałem się między innymi na Przylądek Dobrej Nadziei. Podczas tej ostatniej podróży w Afryce miałem okazję zobaczyć pingwiny, strusie, antylopy, małpy oraz najrozmaitsze gatunki niespotykanych u nas zwierząt, których nazw już nawet nie pamiętam. Całkowicie już ostatnim przystankiem w mojej trwającej równo miesiąc wyprawie był jednak Dubaj, miasto wprawdzie w żaden sposób niezwiązane z mistrzostwami świata, lecz równie ciekawe i zaskakujące pod wieloma względami. Przede wszystkim mogłem tam powygrzewać się trochę w słońcu (w RPA jest przecież zima), by nie musieć w Polsce wysłuchiwać żartobliwych docinków znajomych, że byłem w Afryce i jestem jeszcze bardziej blady niż przed wyjazdem…

Wiadomości EURO 2012:

V Turniej piłki nożnej dla dzieci i młodzieży

CEL MPREZY: - centralne obchody jubileuszowego 5 roku działalności ...
czytaj więcej

Księża z diecezji gliwickiej najlepsi w turnieju futsalowym

Zwycięstwem reprezentantów diecezji gliwickiej zakończył się w Strzelcach ...
czytaj więcej

Galeria EURO 2012

Obejrzyj fotogalerię

Modlitwa Sportowca

Panie Jezu, Ty Jesteś życiem i zmartwychwstaniem, proszę Cię za tych wszystkich z rodziny sportowej, dla których zakończył się już bieg ziemskiego życia. Niech dzięki Twemu miłosierdziu osiągną niewiędnący wieniec chwały. Pozwól im radować się oglądaniem oblicza Boga razem ze świętymi w Królestwie Niebieskim, gdzie żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.
czytaj więcej

Goście

Wspieramy wszystkie inicjatywy związane ze sportem i turystyką wodną. Zespół serwisu www.yachtaman.pl
czytaj wiecej